Ostatnio usłyszałem taki tekst: „pod względem fizycznym, każdy mężczyzna pasuje do każdej kobiety (i odwrotnie), natomiast pod względem emocjonalnym żaden mężczyzna nie pasuje do żadnej kobiety.”
To przepraszam, jak mamy się dogadać? Czy małżeństwo, czyli instytucja licząca sobie już ładnych parę tysięcy lat skazana jest na niepowodzenie? Czy może tak ma być, że po okresie zakochania łączą nas jedynie, dzieci, kredyty i obowiązki, a jak wychowamy dzieci to elementem scalającym jest przyzwyczajenie? Jeżeli tak jest, to małżeństwo jest dramatem i jest to konstrukt, który z góry skazany jest na porażkę i służy jedynie do zaspokojenia naszych podstawowych potrzeb i instynktów.
Ale tak jest?
Gdyby tak było nie byłbym w stanie odszukać w pamięci małżeństw z kilkudziesięcioletnim stażem, którzy naprawdę się kochają. Co więcej, są w sobie szaleńczo zakochani. Przyznam szczerze, że wśród znajomych, rodziny, cioć i wujków więcej znam małżeństw nieszczęśliwych niż szczęśliwych. Taka smutna statystyka. Na pierwszy rzut oka wszystko jest w porządku, żyją razem, jeżdżą na wakacje, wychowują dzieci. Ale są głęboko sfrustrowani i niezadowoleni, czego dowodem jest chociażby fakt, że każdy facet szuka możliwości ucieczki z domu i „odpoczywania” od żony. Przy bliższym przyjrzeniu okazuje się również, że często tematem do rozmów kobiet jest narzekanie na małżonka. Przykłady mógłbym mnożyć, fakt jednak pozostaje taki, że bardzo, ale to bardzo trudno przeżyć życie w szczęśliwym związku. Ale nie jest to niemożliwe. Są ludzie, dobrze mi znani którzy idą przez życie razem. Tak naprawdę razem. Darzą się miłością, szacunkiem, lubią spędzać ze sobą czas, dzielą smutki i troski. Jak to jest możliwe? Na początku napisałem, że pod względem emocjonalnym kobieta i mężczyzna kompletnie do siebie nie pasują.
Oczywistym jest, że jednoznaczna odpowiedź nie istnieje. Ale po setkach godzin rozmów z ludźmi, którym się udało nasuwa mi się jedna wskazówka.
Otóż małżeństwo to proces zachodzący pomiędzy dwojgiem obcych sobie ludzi, kompletnie różnych, który polega na ciągłym dopasowywaniu się i nie kończy się nigdy.
Innymi słowy jest to sztuka kompromisu o którym napiszę następnym razem.